wtorek, 4 listopada 2014

Change- Epilog

czytaj notatkę pod rozdziałem ;3

Liv POV: 

Czy ponowna zmiana wizerunku wyjdzie mi na dobre? Nie wiem, ale mam nadzieję, że... No właśnie, że. Pofarbowałam włosy, nie jestem "różową laleczką" tylko normalną blondynką. Dlaczego blondynką? Kto by podejrzewał zwykłą blondynkę o to, że kiedyś była w gangu? Imię, nazwisko i historia zostanie ta sama. Ale ja chcę z tym skończyć. Chcę skończyć z gangami. Ale najpierw chcę odnaleźć mamę i brata. Jason od dość długiego czasu się nie odzywa, co mnie trochę przeraża.

Jak zostałam blondynką? Poprosiłam Justina żeby mi kupił dwa opakowania blond farby. Nie mogłam się pokazać na mieście. Mówią o mnie wszędzie. W telewizji, gazetach, internecie.. Straciłam życie. Dlatego postanowiłam się zmienić.

Ubrałam ładny, elegancki strój. Strasznie się bałam tego dnia. Ale byłam gotowa by iść na rozmowę o pracę. Jason milczał, wszystko się układało.. W pewnym sensie. Chciałabym aby teraz była przy mnie mama...

Justin POV: 

Ubrałem się  w miarę normalnie. Był to dla mnie ważny dzień. Dziś oboje mieliśmy rozpocząć normalne życie. Ja staram się o pracę, Liv stara się o pracę a Ambre kończy szkołę. Wszystko się układa. Wszystko jest tak jak być powinno.

Zawiozłem Liv i pojechałem dalej. Wszystko będzie dobrze. Liv da radę. Wierzę w to. Jeszcze zanim wysiadła z samochodu życzyłem jej powodzenia i mocno przytuliłem.

Starałem się o pracę w jednej z najlepszych firm w kraju. Czy mnie przyjmą? Szczerze w to wątpię, ale przecież trzeba na to patrzeć optymistycznie. Ludzie patrzą na mnie normalnie a nie jak na gangstera, który próbuje ich zabić. Wiedzą, że próbuję od nowa i starają się mi w tym pomóc. Nie wiem dlaczego.

Liv POV:



Bardzo się denerwowałam. Dali mi ubrania które miałam włożyć i zaprowadzili do przebieralni. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Może jednak zrezygnuje? Ta praca nie jest dla mnie. Nie umiem pozować przed obiektywem. Nie nadaję się do tego. Jednak po chwili namysłu przebrałam się, włosy spięłam tak jak mi kazano i wyszłam. Pokazano mi gdzie mam stanąć, a dokładniej usiąść i co mam robić.


Zrobiono mi parę zdjęć. Przyjęli mnie, pokazali mi zdjęcie które ma się znaleźć na okładce magazynu ELLE z nagłówkiem "nowa ikona mody. Kiedyś gang, teraz sława." Niechętnie zgodziłam się na ten tytuł. Na ich prośbę zapisałam swój e-mail i numer telefonu. Kazali mi jeszcze zostać, żeby mogli zrobić parę zdjęć . Przy okazji przyszła dziennikarka i przeprowadziła ze mną wywiad na temat mojego życia. 

Niechętnie zdradzałam szczegóły swojego życia, czy też może to co czułam w danych momentach. Wojna gangów była dla mnie łatwym tematem. Trochę gorzej było z tematem rodziny. 


Justin POV: 


- Justin Bieber, proszony do gabinetu. 

Nadeszła moja kolej. Strasznie się denerwowałem. Wszedłem do gabinetu, trzymając w ręku teczkę ze swoimi danymi. Pana Stracka zainteresowało moje młodzieńcze życie. Wie, że byłem aresztowany, że jestem podejrzany w sprawie kilku zabójstw, i że miałem do czynienia z narkotykami. A mimo wszystko przyjął mnie. Wstał, uścisnął mi dłoń i powiedział: 

- Justin, potrzebujemy takiego człowieka jak ty. Potrzebujemy kogoś, kogo wszyscy się boją.A Ty jesteś do tego idealny.
- Dziękuję, panie Strack. O której jutro mam się stawić w pracy?
- Och, proszę, mów mi David. Jutro bądź o 10;00. Maria jutro zaprowadzi cię do twojego biura. 


Z powrotem  poszedłem do swojego samochodu. Za pół godziny mam być po Liv. Zdążę wjechać do kawiarni po kawę dla nas. Czuję, że wieczorem będziemy świętowali. 


Liv POV: 

Zadzwonił mój telefon. Nieznany numer. Nie wiem czemu, domyślam się kto dzwoni.

L; Jason?
J; Domyśliłaś się kto dzwoni? 
L; Tak, bo długo milczałeś. 
J; Ha ha. Na parkingu stoi czarne lamborghini. Samochód jest już Twój. Idź, recepcjonistka da ci klucze od samochodu. 
L; Po co mi samochód?
J; W samochodzie masz ustawioną trasę, jeśli chcesz uratować swoją rodzinę.

 Kurwa! Rozłączył się. Nie miałam czasu by czekać na Justina. Wsiadłam do tego pieprzonego samochodu i pojechałam. Na drugi koniec miasta.


Chcę zobaczyć Shane..
Chcę zobaczyć swoją mamę..
Chcę odzyskać rodzinę...
Chcę wrócić do normalnego życia...

Czy mi się uda?


________________________________________________
__________________________________________________

W taki oto sposób przedstawiam Wam OSTATNI rozdział bloga Sweet Dreams :) 



Jeśli chcecie żeby pojawiła się druga część to w komentarzu piszcie " Sweet Dreams Forever"


Żegnam Was i czekam na komentarze :)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Fight



"Życie to miecz na którym Bóg napisał:

Walcz, Kochaj, Cierp..."


Liv POV:


- Jebana kurwa mać!- Krzyczałam chodząc w tą i z powrotem.- Gdzie oni do chuja są?!

- Liv..- Nie dałam mu skończyć, ponieważ wybiegłam na dwór.

Biegłam aż w końcu wpadłam do basenu z lodowatą wodą. Próbowałam się nie wynurzać jak najdłużej ale usłyszałam dzwonek telefonu więc szybko się wynurzyłam i odebrałam połączenie.


( J- Jason, L- Liv)


J- Witaj Liv..
L- Ja pierdole Jason..
J- Miłe powitanie..
L- Dzięki starałam się być miła.. Czego kurwa chcesz?
J- Masz przejebane w swoim popierdolonym życiu.
L- Co żeś kurwa narobił?
J- Pomyśl.
L- Co zrobiłeś mojemu bratu?
J- Weelstreet 19. Stary magazyn. Bomba wybuchnie za 2 godziny.
I się rozłączył. Szybko wbiegłam po schodach do sypialni, ubrałam strój (ten środkowy), wzięłam kluczyki od ferrari i pojechałam tam gdzie mi kazał. Na miejscu można by powiedzieć wyskoczyłam z samochodu. Magazyn był zamknięty na kłódkę. Próbowałam to otworzyć spinaczem, wsuwką ale nic nie działało. Wkurzona już na maksa wzięłam do rąk dwa pistolety i strzeliłam parę razy. Kłódka odpadła, kopnęłam w drzwi. Rozglądając się na boki weszłam do środka.



Magazyn był pusty. Prawie. Na środku leżała bomba. Mam niecałe dwadzieścia minut na znalezienie tu jakiejś wskazówki. Trochę to będzie trudne bo ten magazyn jest w chuj duży i za cholerę nie zdążę w dwadzieścia minut. Słysząc jakieś dziwne hałasy spojrzałam w górę. Na "latającej" palecie była przywiązana Ambre. Wbiegłam po schodach do góry żeby być na tym samym poziomie co ona.


Wzięłam rozbieg i skoczyłam na tą pieprzoną paletę. Jedyne o co teraz proszę to to żeby to się nie zarwało. Rozwiązałam ją.


- Liv, ja przepraszam. Wiem, że mieliśmy uważać.- Ambre strasznie się jąkała ze strachu.
- Ambre, uspokój się.Będzie dobrze, opowiesz mi wszystko w domu, a teraz mi pomóż.


Próbowałyśmy znaleźć jakiś sposób żeby stąd zejść. Nic nie przychodziło mi do głowy gdy nagle to zobaczyłam.


- Skoczymy.
- Liv ty się dobrze czujesz? Zabijemy się! - Krzyczała przerażona.
- Nie zabijemy się. Na dole jest woda w tym pieprzonym czymś.


Przez pięć minut namawiałam ją do tego skoku. W końcu skoczyłyśmy. Podpłynęłyśmy do brzegu i szybko stamtąd wyszłyśmy. Ta woda była lodowata! Szybko wybiegłyśmy z magazynu, zaraz po tym on wybuchł. Ambre siedziała skulona przy samochodzie. Przykucnęłam obok niej i próbowałam uspokoić. Przykryłam ją swoją kurtką żeby było jej cieplej. Wsiadłyśmy do samochodu, w ustawieniach ustawiłam połączenie z samochodem Jussa.


- Liv? Gdzie ty cholera jesteś?! Szukam cię po całym mieście!- Krzyczał co próbowałam zignorować.
- Za dziesięć minut masz być przy centrum handlowym.- Zaraz po tym się rozłączyłam.


Ruszyłam z piskiem opon. Ambre siedziała i patrzyła z przerażeniem na wszystko co robię. Miałam przychodzące połączenie, i nie był to samochód Justina.


- Odbierz to Ambre.- Powiedziałam skupiając się na drodze.
- Witaj Liv.- Usłyszałam głos Jasona.
- Ty próbujesz mi zabić rodzinę?-  Próbowałam być spokojna.
- Nie wiem. Chcę cię trochę pomęczyć. Za czterdzieści minut z lotniska odlatuje samolot. Twoja ciocia jest tam związana. Zanim tam dotrzesz minie piętnaście minut, zanim cię wpuszczą minie dwadzieścia. Dasz radę zatrzymać samolot?


Przerwałam połączenie. Przy centrum stał już Justin. Szybko powiedziałam:
- Weź Ambre do domu.- I odjechałam.


Na lotnisku zaparkowałam byle jak. Szybko zaczęłam biec - nabrałam już wprawy w bieganiu na szpilkach- aby dostać się do tego samolotu.Dziś był tylko jeden lot więc zadanie miałam ułatwione i nie musiałam się trudzić który to samolot. Czułam się jakbym biegła przez tor przeszkód, wszędzie coś stało.


W ostatniej chwili wbiegłam na pokład samolotu. szarpnęłam pilota za bluzkę i pociągnęłam go do pasażerów.
- Nie odlecicie stąd dopóki nie znajdę mojej cioci- powiedziałam przykładając mu pistolet do skroni.

Wszyscy ucichli i patrzeli przerażeni. Szybko opisałam im jak ona wygląda i wysłałam dwóch chłopaków żeby przeszukali samolot. Po jakiś piętnastu minutach wrócili z nią. Miała pocięte ręce.
- Co wy jej do chuja zrobiliście?- Spytałam wkurzona.
- Tak już miała jak ją znaleźliśmy- odpowiedzieli ze słyszalnym strachem w głosie.

Puściłam pilota samolotu, wzięłam ciocię i wróciłyśmy do mojego samochodu. Widząc, że jej ręce cały czas krwawią wzięłam ją do szpitala.

Siedziałam na korytarzu i niecierpliwie czekałam za ciocią. Gdy w końcu ją wypuścili wróciłyśmy do domu. Justin czekał na mnie zaniepokojony, poprosiłam ciocię żeby poszła do Ambre, do salonu.



Justin POV:
Podszedłem do niej w kuchni i spytałem:
- Co się dzisiaj stało?
- Justin- odpowiedziała zmęczona.- To długa historia, ale przynajmniej wiem kto porwał moją mamę i brata.
- Kto?- Spytałem zdziwiony.
- Jason.

Do północy rozmawialiśmy z Ambre i jej mamą w salonie, później one poszły spać a moja dziewczyna zasnęła mi na kolanach. Nie chciałem jej budzić więc zaniosłem ją do naszej sypialni. Około czwartej nad ranem obudziły mnie jej głośne krzyki. Szybko ją przytuliłem i próbowałem uspokoić. Nie wiem czemu, zaczęła płakać. Gdy pytałem co jej się śniło to znów zaczynała krzyczeć.


Liv POV:
Idę sobie spokojnie ulicą. Jestem świadoma tego, że zna mnie cały świat. Pogodziłam się z porwaniem  mamy i brata. Stanęłam jak wryta. Na końcu ulicy przed chwilą widziałam swojego brata i mamę. Mimo wysokich szpilek zaczęłam tam biec. Uklękłam na środku ulicy załamana. Wszędzie była krew. Nie moja krew. Za samochodem który tam stał leżały martwe ciała. Martwe ciała mojej mamy i Shane'a. Właśnie wtedy zaczęłam krzyczeć i płakać.
Shane POV: Nie za bardzo wiem co się dzieje. Wiem, że jestem na łódce. Na łódce? Jakim cudem? Nie wiem co się działo. Nie wiem gdzie jest moja mama.

Liv, potrzebuję Cię...
Liv POV:
O godzinie trzynastej poszłam na spacer. Zadzwonił mój telefon.

( L- Liv; S-  Shane)

L- Jason?!
S- Liv..
L- Shane! Boże! Gdzie jesteś?
S- Nie wiem, na jakiejś łodzi.
L- Skąd masz telefon?
S- Jason mnie pilnuje.
Ostatnie słowa jakie usłyszałam to " Liv cholera POMOCY!! "

________________________________________________-

Powracam z nowym rozdziałem

15 kom = nowy rozdział :)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Shane

Liv POV:


Rano wstałam o dziesiątej. Czułam się nie wyspana. Może dlatego, że dręczyły mnie koszmary? Nie... Livanna Cuplling nie ma koszmarów. Nigdy... Ubrana w prześwitującą sukienkę zeszłam do kuchni.

- Gdzie reszta?- Spytałam gdy w kuchni zastałam tylko Justina.
- Pojechali szukać jakiejś szkoły czy coś. Zrobiłem Ci śniadanie- Odpowiedział tuląc mnie.
- Dziękuję.- Pocałowałam go w policzek.

Justin POV:


Uwielbiam patrzeć na Liv. Stała się dla mnie częścią mojego życia. Jej słodki uśmiech i rumieńce które wkradły się na jej policzki gdy zauważyła, że się na nią patrzę. Szybko się odwróciłem i zrobiłem sobie jeszcze jedną kawę.

- Nie pij tyle kawy.- Odezwała się, a gdy odwróciłem głowę w jej stronę stała za mną.
- Ale mamooo mi się chce pić.- Zaśmiałem się.
- Twoja seksi mama mówi, że masz napić się wody.- Mówiąc seksi potrząsnęła pupą.
- Yhym, okej. - Chciałem ją pocałować ale mi uciekła.

Wyszedłem za nią na dwór ale od razu wróciłem trzymając w ręce dzwoniący telefon. Nie odebrałem, postanowiłem, że poczekam aż Jason napisze esemesa. Co do cholery było takie ważne?



Pilnuj swojej nowej rodzinki Justin...


To wszystko co napisał. O co chodzi?


Shane POV:



Razem z Ambre siedziałem na dworze, a mama z ciocią załatwiały coś w budynku. Rozmawiają ponad godzinę z dyrektorką tej szkoły.  Kuzynka chwyciła mnie mocno za rękę, nie wiedząc o co chodzi spojrzałem na nią.

- Shane, tamten pan nas obserwuje.- Palcem wskazała na jakiegoś chłopaka w wieku Justina.
- Wydaje ci się.- Odpowiedziałem.
- Cholera, on tu idzie.

Siedziałem spokojnie aż dotarło do mnie, że ten gostek nie ma dobrych zamiarów. Przyłożył nam coś do buzi i nagle film mi się urwał.

Ambre POV:



Nie pamiętałam co się stało.  Nie pamiętam nic oprócz tego, jak rano wyjechaliśmy. Próbowałam się poruszyć ale moje nogi i ręce były związane. Obok mnie leżał Shane. Szturchnęłam go, i czekałam aż się obudzi. Gdy to zrobił wyszeptałam:

- Shane, wiesz co się stało?
- Ambre, chyba nas porwano.- W tej chwili zaczęłam panikować. - Słuchaj, pamiętam co mi mówiła Liv. Jak będą do ciebie mówić masz odpowiadać tak żeby nie wiedzieli, że się boisz. A jak powiedzą, że cię skrzywdzą to powiedz, że Liv i Justin cię uratują,okej? I nie panikuj.

Liv POV:


Coraz bardziej martwiłam się o swoją rodzinę. Jest prawie dwudziesta druga a ich nie ma.
- Liv, spokojnie. Może postanowili spać w hotelu. Rano do nich zadzwonimy, okej?- Justin cały czas mnie tulił.
- Chodźmy spać.

Położyliśmy się do łóżka, chwilę później spaliśmy..


godzina 03:00


Ktoś zaczął walić w nasze drzwi. Justin oczywiście nic nie słyszał bo ma twardy sen. Szturchnęłam go ale on tylko naciągnął kołdrę na głowę i spał dalej. Nagle usłyszałam trzask zbitej szklanki w kuchni i zamykające się drzwi od strony podwórka. Do ręki wzięłam grubą książkę którą miałam zamiar przeczytać już od dłuższego czasu i zaczęłam schodzić po schodach do salonu. Starałam się iść jak najciszej żeby nikt mnie nie usłyszał.

Ja chyba po prostu przefarbuję się na blond. Bo tylko blondynka upuści grubą książkę na schodach gdy w domu jest włamywacz. Ktoś złapał mnie w pasie. Znieruchomiałam.


-Czemu o tak późnej godzinie hałasujesz z tą książką?- Spytał zaspanym głosem.
-Wiesz, jesteśmy we dwoje w domu a ktoś stłukł w kuchni szklankę. To nie byłam ani ja ani ty. Więc kto?

Oboje ruszyliśmy w stronę kuchni. Nie było tam niczego oprócz zbitej szklanki na podłodze. Rozglądałam się za czymś jeszcze ale nic więcej nie znalazłam. Usłyszałam hałas w pokoju gościnnym.
- Cholera, Justin. Ja się boję. - powiedziałam łapiąc go za rękę.
- Liv, byłaś w gangu i się boisz?-Usłyszeliśmy kolejny trzask. Justin ścisnął moją dłoń.- Dobra, ja też.

Cicho poszliśmy do salonu, a na kanapie zastaliśmy Jasona. Cholera, Jasona?!

Justin POV:

- Jason, co ty tu robisz?- Spytałem nie bardzo wiedząc co on kombinuje.
- Witaj Justin. Cześć Livanna. Przyszedłem wam złożyć życzenia.- Odpowiedział zawracając się w stronę mojej dziewczyny.
- Jak tu wszedłeś?- Zapytała podejrzliwie dziewczyna.
- To jest mało istotne. Liv, Justin. Życzę Wam udanego związku i szczęśliwej rodziny. Gratuluję, słyszałem, że spodziewacie się dziecka.

Szczęka mi opadła. Dangerous Girl zamknęła mi buzie, żeby mi mucha nie wleciała.

- No to ja już uciekam. Żegnajcie.- I zniknął za drzwiami.
- Powiedziałeś mu?!- Spojrzała na mnie wrogo.
- Kochanie, przecież wiesz, że się z nim nie kontaktowałem.- Pocałowałem ją w czoło.

Wróciliśmy do łóżka.

To był piękny, słoneczny dzień. Byłem ubrany w garnitur, przede mną stał ołtarz, a za mną były krzesełka i tłum gości. Chwilę później pojawiła się Liv w przepięknej sukni ślubnej . Cholera, ale dlaczego zamiast pierścionka dałem jej szyszkę?!
Gdy się obudziłem była dwunasta szesnaście. Zszedłem na dół do kuchni gdzie była Liv robiąca jajecznicę.

- Dzień dobry- powiedziałem tuląc ją od tyłu.
- Długo spałeś.- Odpowiedziała obojętnie.
- Liv skoro tak się martwisz to zadzwoń do nich.

Shane POV:

Mój telefon zaczął dzwonić. Ten typek który nas porwał podszedł do nas i wziął mój telefon.
- Twoja siostrzyczka dzwoni. Odwiedziłem ich w nocy. Wiedziałeś, że jest w ciąży? - Spytał, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Gdzie jest moja mama?- To mnie bardzo interesowało.
- W drugim pokoju. A teraz powiesz siostrzyczce, że na tydzień zatrzymaliście się w hotelu. - Odebrał połączenie i przyłożył mi telefon do ucha.

( Rozmowa telefoniczna. S- Shane, L- Liv)

L- Boże, Shane gdzie wy do cholery jesteście?!
S- Liv, nie denerwuj się. Mama z ciocią postanowiły, że zatrzymamy się w hotelu na tydzień.
L- Dlaczego od razu mnie nie poinformowaliście?
S- Stwierdziły, że powinnaś się domyślić.
L- Yhym, okej. Ale mam do was prośbę. Uważajcie na Jasona. Był u nas w nocy. Nic nam nie jest ale ja nie wiem co on kombinuje więc bądźcie ostrożni. Pa, Shane.
- Pa, Liv.

Teraz  wiem kto nas porwał. To był Jason.

______________________________________________________________________________
______________________________________________________________-

Po dość długiej nieobecności na tym blogu powracam do was z nowym rozdziałem :) Przepraszam, że mnie tu nie było ale wakacje to wakacje. No cóż, mój urlop się skończył i rozdziały powinny się pojawiać co dwa tygodnie :)

20 komentarzy = nowy rozdział :)

Kochani, jeśli będę miała wenę to może jutro w moje urodziny coś się tu pojawi :D

czwartek, 3 lipca 2014

New Family

Liv POV:



Prawie cały dzień przeleżałam w pokoju. Leżałam ze zgiętymi nogami gapiąc się w sufit. Całkiem sama. Justin chciał bardziej mojego brata więc poszedł z nim pograć w koszykówkę. Mama z ciocią i Ambre siedziały na plaży i rozmawiały... o czymś.

Do pokoju wszedł Justin.  Zawisł nade mną i pocałował w czoło.
- Co tu tak siedzisz cały dzień?- Spytał przewracając nas tak, że ja byłam nad nim.
- Potrzebowałam chwili samotności.
- To ja mogę iść.
- Nie.
- To chodź. Już jest ciemno. Pokąpiemy się w morzu.
- Okej.

Mama Liv POV:


Siedziałam z Ambre i jej mamą. Rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. Zmieniłyśmy temat gdy zobaczyłyśmy Justina i Liv. Pocałował ją, potem przerzucił ją sobie przez ramię, obrócił parę razy i wpadł z nią do wody. Nawet tutaj słyszałyśmy jej śmiech. Dawno jej takiej nie widziałam.
- Ciociu, oni są naprawdę szczęśliwi.- Odezwała się Ambre.
- A moja mama jest z tego zadowolona.- Powiedział Shane siadając obok mnie.
- Ona mu tego nie powie... - Wyszeptałam.

Justin POV:


Dawno nie spędzałem tak czasu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się cieszyłem z przyjazdu do Miami. Złapałem Liv i wyniosłem z wody. Chłodno się zrobiło.
- Idziemy do domu?- Spytała.
- Pewnie. Chodź.

Liv poszła się wykąpać. Zaraz po niej ja.
- Iść zrobić popcorn?- Krzyknęła Liv.
- Taak.- Odpowiedziałem radośnie.


Liv POV:


Zeszłam do kuchni w poszukiwaniu kukurydzy. Aha! Znalazłam całą paczuszkę. Włożyłam paczkę do mikrofali i czekałam. Zeszła do mnie Ambre.


- A pani to chyba powinna już spać.- Powiedziałam.
- A ty to co?- Spytała nalewając sobie mleka do szklanki.
- Ja jestem pełnoletnia, ty nie.
- A teraz tak całkiem z ciekawości. Ile Justin ma lat?- Spojrzałam na nią.
- Dwadzieścia.

Wzięłam popcorn i wróciłam do sypialni.  Justin leżał w bokserkach i gapił się na mnie i na popcorn. Włączyłam telewizor i usiadłam obok niego.
- Ładna koszula..- Powiedział bawiąc się koronką przy rękawie.
- Zostaw i oglądaj.
- A może porobimy coś innego?
- Na przykład?
- Prawda czy wyzwanie?
- Idziemy spać. Justin, jestem zmęczona..


Justin POV:


Rano obudził nas brat Liv. Może nie tak zupełnie rano, bo była to godzina trzynasta czterdzieści. Nie budziłem swojej dziewczyny. Shane już mnie wyzwał, bo o dziesiątej mieliśmy zagrać mecz rewanżowy. Na szybko ubrałem spodnie dresowe i wybiegłem z nim na dwór.  Czekał tam odbijając piłkę. Rzucił ją w moją stronę. 

- Do ilu gramy?- Spytałem.
- Do dwudziestu bo zaś jest obiad.
- Kto gotuje?
- Ambre.- Odpowiedział śmiejąc się.

W połowie gry zauważyłem Liv stojącą na balkonie. Miała na sobie krótkie spodenki i górę od stroju kąpielowego.  Tak się na nią zapatrzyłem, że przegrałem z jej bratem. Gdy weszliśmy do kuchni wszyscy już siedzieli przy stole. Pocałowałem dziewczynę w policzek i usiadłem obok niej. Spojrzałem na swój telefon, miałem nieodebraną wiadomość. 



Ze mną mądralo też zagrasz w kosza po obiedzie.




Zaśmiałem się i przytaknąłem cicho mówiąc "okej". Na obiad podano nam spaghetti. Moje ulubione danie. Liv jako pierwsza skończyła posiłek. Wzięła piłkę od kosza i poszła na boisko. Wyszedłem zaraz po niej.

- Wczoraj ograłeś mojego brata, i dzisiaj prawie też to zrobiłeś. Ze mną nie pójdzie tak łatwo.- Powiedziała trafiając do kosza za trzy punkty.
- Dobra. Przegrany stawia piwo.
- Zgoda.

Nie wiem jak to się stało ale przegrałem. Gdy ona przestała skakać z radości ja pojechałem do sklepu po piwo. 

Liv POV:


W pokoju zdjęłam spodenki i włączyłam muzykę. Nie była głośno żeby nikomu nie przeszkadzać. Do pokoju wszedł Juss z czteropakiem piwa.  Zaśmiałam się  i zaczęłam tańczyć. Popchnęłam go na łóżko żeby usiadł.
- Z tego co pamiętam jestem ci zaległa z talent show.- Wyszeptałam mu do ucha.

Piwo odstawił na bok i przyglądał się uważnie każdemu mojemu ruchowi. Chwycił swoją koszulkę i zapytał:
- Mogę?- Przytaknęłam. - Chodź tu do mnie.

Shane POV:


Razem z mamą, ciocią i Ambre pojechaliśmy do najbliższej szkoły. Ciocia i mama chcą żebyśmy mieli naukę domową.  Nie rozumiem po co to. Może się o nas martwią.
Ambre zaczęła mnie szturchać.

- Co Ambre?- Spytałem już zdenerwowany.
- Patrz tam.- Pokazała mi wielki obraz na którym było napisane, że gangi przestały się kłócić.

Justin POV:


Po wszystkim Liv na szybko ubrała moją koszulę, a ja bokserki i spodnie.
- Liv, co cię gryzie.
- Pamiętasz twoje urodziny?- Spojrzała na mnie.
- Taaak, a co?
- Booo.. Chodzi o to....- Usiadłem obok niej. Stanęła przede mną.- Zmieniło się coś we mnie?
- Nie.. Liv, powiedz o co chodzi.
- Justin nie wiem jak ci to powiedzieć.


- Justin, ja chyba jestem w ciąży.- W końcu to powiedziałam.
- Czyli, że co? Zostanę tatą.?- Spytał uradowany.
- Chyba tak.- Wstał i mocno mnie przytulił.

Ogólny POV:


Czy warto być mamą w wieku dziewiętnastu lat? Chcą stworzyć rodzinę lecz dużo tym ryzykują. Spełniła swoje marzenie o normalnym życiu i stworzeniu rodziny. Ale czy warto? Naprawdę.  Justin wie co to oznacza. Chwila spokoju. A gdy Jason się dowie? To będzie koniec.

Koniec początku tego co się dzieje...


_______________________________________________________________________________-
______________________-_______________________-_______________________________-___
A więc mamy kolejny rozdział :) Czekam na najmniej 15 komentarzy :)

środa, 25 czerwca 2014

Fulfill the Dream?



Żyć w idealnym świecie. W świecie który nie istnieje.


Justin POV:

- Teraz mi o tym opowiesz?- Spytałem kreśląc kółka na jej brzuchu.
- To zdarzyło się na moim trzecim zleceniu. Poszłam wtedy z nową laską bo Rose była chora. Wszystko by poszło gładko... Gdyby ona założyła płaskie buty. Miała piętnaście lat i nie umiała chodzić na obcasach. Nadepnęła na szkło które pękło. Rozniosło się echo więc zaczęłyśmy biec. Gonili nas. I wtedy jeden z nich wyciągnął pistolet. Pierw strzelił do mnie. Za pierwszym razem nie trafił. Więc spróbował strzelić do Candy. Chyba tak miała na imię.. Obroniłam ją, bo obiecałam że wyprowadzę ją cało z tej misji. I tak też było. Mimo rany w brzuchu prowadziłam samochód. W szpitalu mnie opatrzyli i wypuścili. Przy jednym z jezior powiedziała, że mam się zatrzymać. Nie wiedziałam o co chodzi ale to zrobiłam. I wtedy ona próbowała mnie zabić. Nie miałam wyboru. Zabiłam ją. Ona była pierwszą osobą którą zabiłam..- Wtuliła twarz w moją koszulkę.

Położyłem się wygodnie na trawie, ona też. Razem, szczęśliwi zasnęliśmy z nadzieją, że wszystko się ułoży.


Liv POV;

Obudziłam się około północy. Nie wiem czemu ale męczą mnie wszystkie wspomnienia z Justinem. Niby szczęśliwa a niby nie.

 - Czemu nie śpisz?- Spytał mocniej mnie tuląc.
- Justin..
- Hymm... ?
- Co byś zrobił gdybym była w ciąży?- Spojrzał na mnie zdziwiony.
- A jesteś?
- Nie..
- W takim razie byłbym zły..
- Ja serio pytam..
- Cieszyłbym się tym, że zostanę tatą.

Znowu spojrzałam na niebo. Jest już północ.

Justin POV:


Właśnie zaczął się pierwszy marca. Moje dwudzieste urodziny. Jak ten czas szybko leci.

- A ty chciałabyś zostać mamą?- Spojrzałem na nią.
- Pewnie, że tak ale jak to wszystko się skończy.- Odpowiedziała z uśmiechem.
- To już się kończy.. A właśnie teraz zaczęły się moje urodziny. Więc może prezent by się należał?
- Najlepszego Danger.

Pocałowała mnie. Pocałunek zmienił się w coś lepszego.



Ambre POV:


Próbowałam się dodzwonić do Liv ale nie odbiera. Denerwuję się. Chcę z nią porozmawiać.  Chociaż przez chwilę. Taką krótką.


Liv POV:


- RANO -
-

Wyjedźmy stąd, co? - Spojrzałam na niego zaciekawiona tym pomysłem. - Pojedziemy po twoją rodzinę do Kanady i pojedziemy do Miami. Mam tam duży dom na plaży. Zaczniemy spokojne życie.

Człowiek który połowę życia spędził na buncie chce teraz zacząć spokojne życie. W sumie dlaczego by nie? Też o tym marzę.

- Daj mi telefon.

(Rozmowa telefoniczna L- Liv, S- Shane)
L- Hej Shane tu Liv.
S- Dzięki Bogu że to ty!
L- Słuchaj uważnie. Masz powtórzyć to wszystkim którzy są w naszym domu. Razem z Justinem o północy będziemy czekali pod domem w dwóch samochodach.
S- Jakie kolory?
L- Czarne i czerwone ferrari. Spakujcie się i czekajcie na nas. Tam nie jest bezpiecznie. Razem pojedziemy do Miami i będzie tak jak kiedyś, okej?
S- Okej. Kocham cię siora.
L- Ja ciebie też młody.



- Teraz pozostaje nam iść się spakować. - Powiedziałam szczęśliwa.
- Za dwie godziny tutaj. Samochody już tu będą.  I Liv..
- Tak?
- Uważaj na siebie przez te dwie godziny.

Shane POV:


Razem z Ambre poprosiliśmy wszystkich żeby  zebrali się w salonie.

- Co jest takie ważne synek?- Spytała mama.
- Liv dzwoniła.- Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Mówiła, że jest tu nie bezpiecznie i nas stąd zabierze. Do Miami gdzie jest bezpiecznie. O północy mamy na nich czekać. Spakowani. Mamo, ty spakujesz siebie i wszystko co potrzebne. Reszta też. Ja i Amber pierw spakujemy rzeczy Liv.
- Shane, ona naprawdę?
- Tak mamo. Ona chce cię odzyskać.

Justin POV:


O dziewiętnastej wyjechaliśmy.  Ale przed wyjazdem pocałowałem Liv i prosiłem, żeby cały czas miała włączoną audio rozmowę w ustawieniach samochodu.  Gdy odebrała spytałem:
- Dobrze się czujesz?
- Tak.. Przyśpieszymy trochę? Chcę stąd szybko wyjechać.
- Dla ciebie wszystko.

Ambre POV:


Pięć minut przed północą zauważyłam dwa samochody. Silniki miały zgaszone. Na ulicy stała Liv z jakimś kolesiem. Oboje palili.
- Przyjechali!- Krzyknęłam biorąc torbę i wybiegając do niej.

Liv była zdziwiona gdy mnie zobaczyła. I to bardzo bo aż upuściła papierosa.
- Ambre- powiedziała jakby mnie z sześć lat nie widziała.

Liv POV:
Puściłam ją żeby móc uściskać mamę. Tak bardzo mi jej brakowało. Spojrzała pytająco na Justina.


- Mamo to jest Justin. Mój chłopak.
- Dobry wieczór. Miło mi panią poznać.- Powiedział całując jej rękę.
- Żeby było wiadomo. Justin, Shane już znasz. To jest moja ciocia, mój wuja i kuzynka Ambre.
- Okej. Teraz trzeba by było jechać. Co nie Liv? -Justin mnie objął.
- Wujku, umiesz prowadzić takie samochody?- Przytaknął.- Poprowadzisz czarne, razem z tobą pojedzie mama i ciocia. Wsiadajcie i już jedźcie. Będziemy za wami.



Podczas gdy oni odjeżdżali my pakowaliśmy walizki Shane i Ambre.
- A ta walizka kogo?- Spytałam patrząc na szarą walizkę.
- Twoja. - Odpowiedział Shane.
- Wsiadajcie już .


Justin podszedł do mnie i delikatnie pocałował.
- Będzie dobrze.- Powiedział i wsiedliśmy do samochodu.

Shane POV:


Gdy ruszyliśmy Liv chwyciła rękę Justina i mocno uścisnęła. Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy i z powrotem skupił się na drodze. Po raz pierwszy widzę żeby moja siostra była tak szczęśliwa. Wyciągnęła w stronę Ambre paczkę papierosów. Wzięła jednego, zapaliła i spytała:

- Skąd wiedziałaś, że palę?
- Co jak co ale twojego twittera to odwiedzam codziennie.- Justin otworzył okno.- Ty też chcesz papierosa?- Zwróciła się do Jussa.
- Daj mi gumę.

~~ 2 H później ~~

Wszyscy już jesteśmy w naszym nowym domu.

Liv POV:


Justin wszystkich zaprowadził do ich nowych pokoi. Oprócz mnie.
- A ja gdzie mam spać?- Spytałam.
- Wiesz, dla nas zostawiłem najlepszy pokój.- Zaprowadził mnie tam.

Po prostu mnie zatkało. Z naszej sypialni było wyjście na duży balkon. Znaczy w każdym pokoju był balkon ale nasz był największy. Było widać całą plażę i niebo. To po prostu pokój marzeń.


- Idziemy spać?- Zapytał tuląc mnie od tyłu.
- Taaak. Jestem zmęczona.

Justin wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko. Zaśmiałam się i przykryłam kołdrą.  On zrobił to samo. 



Rano bolał mnie brzuch.. Skończyło się wymiotami i wysoką gorączką. Ale kilka godzin później wszystko było w porządku. Mama zrobiła obiad, na co wszyscy narzekali. Nikt oprócz mojej mamy nie je mięsa.

Mama weszła do mojego pokoju i spytała:
- Liv, co się stało?

Usiadłam na łóżku trzymając się za brzuch.
- Mamo, ja chyba ja chyba jestem w ciąży.

_______________________________________________________________________
_________________________________________________________________________
________________________________________________________________________
_____________________________________________________________________________
Ostatnio nachodzą mnie mega weny na rozdział *,* i jak widzicie są dłuższe rozdziały :)
Proszę o ROZBUDOWANĄ opinię na temat rozdziału

15 komentarzy = kolejny rozdział
I proszę Was o przeczytanie AKTUALNOŚCI po boku

sobota, 21 czerwca 2014

Dangerous Visit

Ogólny POV:


- A teraz proszę. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że jesteś na koncercie. Otacza cię tłum ludzi a ciebie i tak interesuje tylko ta jedna osoba. W górze lata pełno balonów, ze wszystkich stron dochodzą głośne krzyki. Na scenie śpiewa gwiazda która w pewnym momencie przestaje śpiewać i wywołuję cię na scenę. Stajesz tam na środku i nie wiesz co robić. Do ręki włożyli ci mikrofon. Zespół zaczął grać. Już wiedziałaś co masz robić. Żyć w idealnym świecie. W świecie który nie istnieje.


Ambre POV:


Jak zaliczyć parę upadków w ciągu jednego dnia? To proste. Na początku dowiadujesz się, że twoja kuzynka jest na wojnie gangów. Później dowiadujesz się, że brat twojej mamy zmarł. A na końcu dzwoni do ciebie Shane i mówi ci wszystko. Powinnam tam z nią być i ją wspierać. To ja zasugerowałam jej wstąpienie do gangu. I teraz widzę do czego to doprowadziło.


- Ambre, spakowałaś się?- Spytała mama wchodząc do pokoju.
- Taak mamo, spakowałam się.- Schowałam ramkę ze zdjęciem do torby i ją zapięłam.
- To chodź bo Shane z ciocią na nas czekają na dole.


Przytuliłam się do kuzyna i pojechaliśmy. Włączyłam ulubione piosenki Liv.


- Ciociu..- Słodki głos zawsze zadziała.
- Tak Ambre?- Spytała cały czas patrząc na drogę.
- Będę mogła spać w pokoju Liv?


Liv POV:

Gangi z różnych miast zaczęły wybaczać tą pomyłkę. Od dość długiego czasu nigdzie nie widziałam Belli. Justin powiedział, że mam być elegancko i seksownie ubrana na ten wieczór. Mamy się spotkać tam gdzie zawsze. Wyprostowałam włosy i włożyłam białą sukienkę przed kolano z wycięciami w różnych miejscach. Szpilki założyłam dopiero na korytarzu żeby nie obudzić nikogo.


- Nie poznałem cię księżniczko- ktoś szepnął do mojego ucha.
Z przerażenia zamknęłam oczy, serce waliło mi jak nigdy dotąd.
- Czy ty chcesz żebym dostała zawału?- Spytałam odwracając się w jego stronę.


Zaczęliśmy iść ulicą do naszego celu. Mimo ciszy która między nami panowała podczas drogi co jakiś czas jedno z nas zaczynało się z czegoś śmiać.


Usiadłam na fotelu.


Ogólny POV:


 Nie wiadomo z jakiego powodu się tu znalazłeś. Wiesz, że szukasz miłości i szczęścia. Ale co poza tym? Miłość niesie za sobą ból a ty jeszcze nie jesteś tego świadom. Więc człowieku, uświadom to sobie. Zanim podejmiesz decyzje porządnie się zastanów. Każdy popełnia błędy, to już wiadome. Ale czy warto ryzykować śmiercią dla osoby która chciała cię zabić? " Nie wiem. " Odpowiedziało sumienie.


Nie wiesz? A więc popatrz do końca na tę historię i na końcu podejmij decyzję. Dostrzegaj to co najlepsze bo nic nie trwa wiecznie.


Spójrz na tą dziewczynę. Uśmiecha się do niego szczerze. On szczęśliwy spogląda na pudełko w ręce.  Po tylu próbach w końcu jej to podarował. Przytuliła go mocno i powiedziała " ZAWSZE PRZY TOBIE". 


Każda chwila ma swój koniec, lecz czy ty jesteś gotów by go poznać?


Justin POV:



- Jest śliczny, dziękuję. - Powiedziała cały czas mnie tuląc.
- Założysz go?- Tylko przytaknęła.
- Powiesz mi po co miałam się tak ubrać?
- Pokażesz talent show. Tylko dla mnie.
- Ty po prostu chcesz, żebym zatańczyła.
- Tańcz.

Ogólny POV:

Ciekawska z ciebie osoba. Patrz co się stanie.....

Justin POV:

Nagrywałem Liv i jej taniec, gdy nagle usłyszałem, że ktoś tu wchodzi. Uciszyłem dziewczynę i kazałem jej się schować za scenę. Był to gang zboczeńców. Nie dość, że zboczeni to jeszcze niebezpieczni.  Ktoś mnie chwycił za ręce i przywiązał do krzesła.
- Bieber- odezwał się. - Twoja laska jest za sceną? Wyciągnąć ją.

Kajdankami przykuli jej jedną rękę do rury i kazali tańczyć.

- Nie tańczę striptizu- powiedziała stanowczo.
- Naprawdę?- Spytał zdziwiony Chaz. - Bo wyglądasz na tanią dziwkę.
- Kurwa nie mów tak o niej!- Krzyknąłem. Nic nie mogłem zrobić bo byłem przykuty do krzesła.
- Zamknij ryj Bieber! Gadam z ..
- Liv idioto.- Dokończyła.
- Nie umiesz tańczyć? To teraz ci pokażę jak to się robi.

Zaczął ją dotykać wszędzie. Ona się nie szarpała bo by ją uderzył. Jebany dupek.
Odwróciła się do niego twarzą. Jedną ręką zaczęła odpinać jego koszulę. Nikt oprócz mnie nie zauważył, że wyciągnęła klucze. Moja, mądra dziewczyna.
Kopnęła go w jaja, resztę chłopaków też. Uwolniła siebie a potem mnie. Wybiegliśmy stamtąd śmiejąc się. Gdy ją objąłem poczułem jakąś wypukłość obok jej pępka.

- Co tam masz?- Spytałem ciekawy. Zawsze interesują mnie takie rzeczy.
- Bliznę.
- Po czym?
- Po strzale..
- Byłaś postrzelona w brzuch?!
- To było jak byłam młoda. - Spuściła głowę w dół.
- Kochałem się z Tobą dwa razy i tego nie widziałem?! Opowiedz mi o tym..
- Później, bo za chwilę znów nas złapią..

Zaczęliśmy biec w stronę polany.

Ogólny POV: 


Czy naprawdę chcesz poznać ich życie? Czy jesteś przygotowany na takie emocje?

_________________________________________________________________-
__________________________________________________________________________
___________________________________________________________

Ambre kliik
Ten rozdział jest dłuższy.. :) Tak szczerze to ja nwm co powiedzieć wraz ze zbliżającymi się wakacjami łatwiej jest mi napisać rozdział :)

23 komentarze = kolejny rozdział

piątek, 20 czerwca 2014

Memories

Ogólny POV:

Poznaliście już początek historii Livanny  Cuplling. Czy to wam wystarczy?  Przecież wiem, że nie. Ta życiowa lekcja odmieniła ją? Czy to tylko kolejna gra? Poznała chłopaka. Zakochała się od pierwszego wejrzenia. On w niej też.

Justin Bieber jest chłopakiem który potrafi zepsuć każdego. Nawet ją. Za każdym razem próbował ją poznać od początku. Nigdy mu to nie wychodziło. Czy w końcu mu się uda?

Shane POV:
- Mamo, wróciłem!- Krzyknąłem idąc do jej pokoju.

Z salonu wykradłem klucz do pokoju mojej siostry. Mama zabroniła mi tam wchodzić. Gdy ona wyszła z wujkiem do miasta ja wykorzystałem okazję i poszedłem do sypialni Liv. Właśnie teraz przekonałem się, że moja siostra jest wielbicielką różu i fioletu. Cała ściana nad jej łóżkiem była poobklejana zdjęciami z dzieciństwa. W większości byłem to ja. Łóżko było idealnie pościelone. Na biurku leżał jakiś zeszyt. Wziąłem go i usiadłem tam gdzie ona kiedyś spała. Przeczytałem jeden z wpisów:

Kochany pamiętniku.

Dziś urodził mi się braciszek. Mimo mojego buntu
jestem szczęśliwa. Shane jest małym, cudownym
chłopcem który budzi mnie o północy. Tylko czekać
na jego osiemnastkę i dać to co czeka. Tylko
i wyłącznie dla niego.

Chcę zobaczyć Liv. Teraz.
- Shane! Wróciliśmy!- Nawet nie pomyślałem o tym żeby stąd wyjść.

Mama Liv POV: W salonie brakowało klucza do pokoju Liv. Zaczęłam tam biec ale Sam chwycił mnie i powiedział:
- Spokojnie. On tego potrzebuje. I dobrze o tym wiesz. On musi ją poznać, musi wiedzieć jaka była zanim się wyprowadziła.

Shane POV: Po wykąpaniu się wtuliłem się w kołdrę i zasnąłem.

Liv POV: Miałam piękny sen. Piękna pogoda, słońce i JA. Szczęśliwa ja. Nie wnikam w to skąd wziął się tam słowik. Na brzegu morza biegał mój brat, a mama szła w moją stronę z Justinem. Podeszłam do nich. Nagle pojawiła się burza. Wszyscy zniknęli. Zostałam sama na ciemnej ulicy. Jeden strzał i obudziłam się z krzykiem.
- Pieprzone sny..

Justin POV:

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest gdy co chwilę tracisz ukochaną? Jest to głupie uczucie. Takie nie do zniesienia. Nie śpię po nocach bo boję się, że znowu ją stracę. Tak jak poprzednio. Nie napiszę do niej, ani nie zadzwonię. Nie mogę teraz bo Jason jest za drzwiami. Zrezygnowany wyłączyłem telefon i poszedłem spać.

Rano ubrałem dres i pobiegłem do starego klubu gdzie miałem się spotkać z Liv.  Wbiegłem tam zmachany a ona się śmiała.

- Z czego się śmiejesz?- Spytałem unosząc brew.
- Miejsce do spotkań które wybrałeś to klub ze striptizem.
- No przecież wiem. Będziesz mogła się popisać jak tańczysz na rurze.
- Nie mam takiego doświadczenia.
- W takim razie siadaj, chcę cię poznać od nowa.- Powiedziałem siadając na jednej z kanap.

Położyła głowę na moich kolanach i zaczęła mówić:

- Livanna  Cuplling. Dziewiętnaście lat. Mama wywaliła mnie z domu po tym jak przefarbowałam włosy i dołączyłam się do gangu. Często się denerwuję. mam brata,  jego życie jest dla mnie ważniejsze niż moje. Nie lubię wspominać chwil z rodziną.

- Justin Drew Bieber.- Prychnęła.- Nie śmiej się. Moi rodzice wyjechali do Europy zostawiając mnie samego. Byłem niczym aż w końcu poznałem Jasona. To on wprowadził mnie w ten świat. W przełomie paru miesięcy stałem się najniebezpieczniejszym gangsterem w Kanadzie. Ludzie zaczęli mnie nazywać Dangerem. Wszystko było w porządku do czasu kiedy zaczęły się pogłoski o niejakiej Liv.  Jestem jedynakiem.

- Serio na drugie masz Drew?- Spytała rozbawiona.

Jason POV: Przez te jej gówniane przeprosiny gangi zaczęły wyjeżdżać. Spierdoliła cały plan.
- Jason uspokój się.- Powiedziała tuląc mnie.
- Kurwa Bella nie mów mi co mam robić.- Zaraz po tym skarciłem siebie w myślach.- Przepraszam kochanie.

Żeby kogoś pokonać trzeba go znać dokładnie. Dlatego jej przyjaciółka jest moją dziewczyną.

____________________________________________________________________-
___________________________________________________________________________
Rozdział krótki bo było mało komentarzy.

mama Liv
Brat Liv


19 komentarzy - nowy rozdział :)